Oceniamy pracę Jima Rutheforda przy okazji jego nowego kontraktu

Pingwiny lipiec rozpoczęły nie od podpisywania zawodników, ale od przedłużenia kontraktu ze swoim aktualnym generalnym menadżerem, Jimem Rutherfordem o kolejne trzy lata. Tym samym umowa Rutherforda będzie obowiązywała do końca sezonu 2018/2019. Czy była to dobra decyzja?

Zacznijmy od tego, że gdy Rutherford obejmował stanowisko generalnego menadżera w Pittsburghu miał on być tylko opcją przejściową. Mówił o tym na swojej pierwszej konferencji prasowej on sam. Dwa lata i odejście na spokojną emeryturę. Sukces zespołu jednak zmienił zdanie samego Jima, zapewne pod mniejszym lub większym naciskiem kierownictwa Penguins.

Nie ulega wątpliwościom, że Rutheford zanotował kapitalną kampanię. Od lata 2015 każdy jego ruch to praktycznie sukces. Wpierw ściągnięcie Phila Kessela z Toronto Maple Leafs jak i również wymiana z Vancouver Canucks w wyniku, której pozyskano Nicka Bonino, umiejętne dopełnienie głębi składu, kończąc na podpisaniu Mike'a Sullivana jako trenera Wilkes-Barre/Scranton Penguins, który potem został mianowany na stanowisko głównego trenera Penguins po blamażu Johnstona.

Gdy drużyna w trakcie sezonu spisywała się słabo Jim nie bał się dokonywać zmian. Wymiana Roba Scuderiego za Travora Daley z Chicago Blackhawks to prawdziwy majstersztyk generalnego menadżera Penguins. Potem pozyskanie Carla Hagelina z Anaheim Ducks, mającego całkiem przyjazny kontrakt na kolejne sezony, w zamian za UFAska Davida Perrona to kolejny strzał w dziesiątkę. Ostatnim ruchem było uzupełnienie defensywy o postać Justina Schultza grającego wówczas w Edmonton Oilers.

Rutherford swoje zrobił i mógł tylko czekać na efekty. Te przyszły i to w najmocniejszej formie - w postaci Pucharu Stanleya. Jeszcze przed play-offami Jim został mianowany do nagrody dla najlepszego generalnego menadżera roku, a gdy Pingwiny wygrały puchar tytuł ten miał praktycznie w kieszeni i tak też się stało.

W pierwszym roku pracy za Jimem ciągła się niezbyt udana decyzja z początku swojej przygody z Penguins czyli zatrudnienie Mike'a Johnstona jako trenera Pens. Ten wyraźnie nie mógł dopasować swojej filozofii trenerskiej do NHL. Jim wówczas podobnie jak w tym roku, dokonywał zmian w trakcie sezonu. W tym głośno krytykowana wymiana Despres - Lovejoy z Anaheim Ducks, która ostatecznie, z perspektywy czasu, bardzo opłaciła się Pingwinom. Ryzyko jakie zostało podjęte z zatrudnieniem Johnstona było znane wszystkim, w tym przypadku odkryta została ta gorsza strona medalu i nic na to Jim poradził nie mógł. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Ogólnie dwa lata pracy GM-a Pens można ocenić bardzo pozytywnie.

Ale przed nami kolejne trzy sezony ery Rutherforda. Weteran na stanowisku generalnego menadżera w NHL zapewne będzie chciał je wykorzystać do bólu i zdobyć z zespołem kolejne trofeum/trofea. Gdy jednak przyglądniemy się w całą ekipę zarządzającą Penguins przeczytamy o postaci Jasona Botterilla pełniącego funkcję associate GM Penguins. To właśnie on, praktycznie już dwa lata temu, został naznaczony na następce Rutherforda w Penguins.

To, że Penguins aktualnie idealnie dopinają swoją sytuację z salary cap i kontraktami to zasługa nie Rutherforda, ale Botterilla właśnie. Ten zapewne z trzyletniego przedłużenia umowy Jima do końca zadowolony nie był. Przyszły sezon to miał być już jego czas. Pingwiny teraz o krok nie straciły Botterilla, który miał być runner-upem do posady GMa zespołu z Las Vegas. Strata Botterilla dla Penguins może być przyrównana do ewentualnej straty Matta Murraya w bramce ze względu na expansion draft - po prostu nie może się przytrafić. To z pewnością jeden z minusów przedłużenia umowy z doświadczonym GM aż o trzy lata. Teraz każdego roku kibice, ale i również główni zarządzający Penguins, będą drżeć o to aby ktoś nie wykradł im tego utalentowanego menadżera.

Za dotychczasową pracę Jim Rutheford dostaje od nas mocne 4+. Na ponowną ocenę pracy Jima Rutheforda i spółki pozostaje nam poczekać przynajmniej do przyszłego sezonu.

Komentarze

POLECANY ARTYKUŁ
Zobacz film dokumentalny "Pittsburgh is our home"
Film przygotowany specjalne z okazji 50-lecia istnienia klubu.