Felieton Od Rzeczy.

Oto jest. Po długich oczekiwaniach. Po wyrazach tęsknoty od fanek. Po groźbach współredaktorów i Wszechnaczelnego. Kolejny wyśmienity, wspaniały i doskonały. Bezkompromisowy i niepokorny. Nowy, świeży, opiniotwórczy. O ten tekst biły się największe redakcje oferując za niego miliony dolarów, ale można go przeczytać tylko tu, na portalu Polskiego Centrum Fanów Pittsburgh Penguins. Czy trzeba jeszcze zachęcać do lektury?

Dziś tematyka mocno ogólna, gdyż deadline goni, a Wszechnaczelny wraz z Adą naciskają coraz mocniej. Będziemy rozprawiać się z natłokiem bzdur, które pojawiły się w ostatnim okresie w różnorakich mediach. A dokładniej ja będę się rozprawiał, a Szanowni Czytelnicy będą przyglądać się tej egzekucji. Tak więc zaczynamy moją subiektywną listę głupot, wprowadzając następującą skalę:

1 – lekkie niedopatrznie
2 – troszkę od rzeczy
3 – spora przesada
4 – kompletna bzdura
5 – zupełnie od czapy

”Przenosiny Islanders na Brooklyn to ogromna strata”

Zaczniemy od tematu dotyczącego Pingwiny tylko pośrednio. Przenosiny Wyspiarzy z Wyspy stały się faktem w poprzednie lato. Drużyna od sezonu 2015-16 będzie grała w Barclays Center w Brooklynie (tam gdzie nie dawno przeniosła się koszykarska drużyna Nets). Słaba frekwencja, marne wyniki, rozpadająca się hala – obraz nędzy i rozpaczy. Zauważyłem ostatnio, że sporo osób wylewa łzy nad biednymi kibicami z Long Island, jacy to oni nie są pokrzywdzeni, biedni i niesprawiedliwie przez los potraktowani. A mnie tam ich wcale nie szkoda. Dlaczego? Już tłumaczę.

Po pierwsze, widownia w Uniondale nie raz i nie dwa pokazała kompletny brak szacunku dla zdrowia zawodników. Wszyscy pamiętamy chyba paskudny mecz sprzed dwóch lat i ogólny ubaw na hali gdy Trevor Gilles jak bezmózgie zwierzę okładał zwijającego się z bólu Tangradiego. Wydawać by się mogło, że to jednorazowa sytuacja, spowodowana generalną atmosferą totalnej rozróby, jaka odbyła się tego wieczora. Wygląda jednak na to, że nic z tych rzeczy; gdy we wtorkowym meczu nasz kapitan Sidney Crosby oberwał odbitym krążkiem w twarz i zalał się krwią, większość obecnych w Nassau Veterans Memorial Colliseum uradowała się niemal jak na widok zdobytej bramki. Szkoda Wam takich kibiców? Bo mnie ani trochę.

Drugi argument, który jest wysuwany, to taki, że biedne, kochające hokej społeczeństwo zostało skrzywdzone przez marny management klubu i nieudolnych polityków. O ile na to pierwsze kibice nie mają żadnego wpływu, o tyle warto zauważyć, że samorządowców w hrabstwie Nassau ktoś przecież wybiera; mało tego, po latach sporu z właścicielem drużyny, politycy postanowi w końcu zagrać w otwarte karty i latem 2011 roku zostało przeprowadzone referendum, w którym wszyscy płacący swoje podatki w hrabstwie Nassau mogli odpowiedzieć na pytanie, czy chcą aby w miejscu obecnej hali powstała nowa. Okazało się, że projekt nowego obiektu upadł stosunkiem głosów 57% - 43%. Można tutaj oczywiście dyskutować, na ile wycena projektu wynosząca ponad 400 milionów USD wpłynęła na wynik głosowania (dla porównania nasza Consol Energy Center powstała za 320 milionów dolarów), jednakże twarde fakty są nieubłagane – lud przemówił najdobitniej, jak tylko można. Proponuję zatem historie o biednych kibicach i złych politykach włożyć między bajki, a ze względu na okoliczności łagodzące wskazane powyżej powyższego farmazona wyceniam jedynie na 3 w mojej 5-ciostopniowej skali.

"Zwolnić Bylsmę"

Teraz będzie wesoło, bo niniejszym ja, niżej podpisany publicznie stwierdzam, że (przynajmniej w Polskiej społeczności około-NHL’owej) byłem jednym z kretynów, którzy najgłośniej krzyczeli o zwolnienie Bylsmy ze stanowiska trenera Pingwinów. Ba – mało mi było tego, chciałem niczym słynny Krzysztof Kononowicz, żeby „niczego nie było”. Nie ukrywam – zły byłem, emocje wzięły górę i był taki moment, że najchętniej pozwalniałbym ich wszystkich (no, Gilles Meloche, trener bramkarzy mógłby zostać, facet moim zdaniem od wielu lat robi solidną robotę). Byli nawet tacy, którzy chcieli głowy naszego GM’a. Nabiliśmy wszyscy piany, a tu masz – 5 wygranych z rzędu, lejemy wszystkich po kolei, nawet nasz power play zaczął klikać. No i weź tu bądź człowieku mądry, kiedy tabela wygląda tak:

Zatem - skoro już nauczyliśmy się wszyscy, na czele z autorem, pokory i tonowania skrajnych emocji, warto też powstrzymać obecne hurra-optymistyczne nastroje. Pamiętajmy, że Bylsma po mistrzowskim sezonie wygrał nam przez 3 lata całą, pożal się Panie Boże, JEDNĄ serię w playoffach, a było to w sezonie 2010. Potem przegraliśmy z Canadiens, zupełnie nie wytrzymując presji 7 meczu. Rok później graliśmy bez Sida i Małkina, ale nawet to nie może tłumaczyć roztrwonienia prowadzenia 3-1 w serii i gry w przewadze, która ludziom o słabszych nerwach jeszcze śni się po nocach. No i w końcu ostatnia wiosna i totalna kompromitacja, zupełny rozpad drużyny w playoffach i to z największym wrogiem w postaci Lotników. Co prawda dwa mecze ugraliśmy, ale umówmy się, graliśmy z taką sobie drużyną (w kolejnej rundzie Flyers pożegnali się z playoffami wygrywając z Devils zaledwie jeden mecz) a pomimo to nasi chłopcy wyglądali naprawdę bardzo, bardzo źle, nie mieliśmy w zasadzie żadnych mocnych punktów. Zatem, jeżeli odłożymy na bok sentymenty związane z pięknymi chwilami w 2009 roku, ukazuje się nam obraz takich sobie efektów pracy Bylsmy, szczególnie biorąc pod uwagę skalę talentu zawodników z jakimi Disco Dan ma szczęście pracować. Wygląda na to, że obecny sezon może być decydujący co do dalszej przyszłości Bylsmy w Pittsburghu, szczególnie jeżeli z listy bezrobotnych coachów będzie można wybrać kilka ciekawych nazwisk. Miejmy jednak nadzieję, że w najbliższe lato będziemy zbyt zajęci walką o Puchar Stanleya, żeby dywagować o zmianach w sztabie szkoleniowym, ale ponieważ póki co Dan wcale nie może się czuć bardzo bezpiecznie, wyceniam naszą panikę na 2 punkty na 5 możliwych.

"Trzeba wymienić Despres za skrzydłowego dla Sida"

Niektóre dywagacje i plotki dotyczące możliwych wymian powodują, że nie wiem czy mam rwać boki ze śmiechu czy włosy z głowy. Geniusze na Twitterze już kombinują, gdzie by tu opchnąć Despres, który dopiero co zaczął nam rozkwitać i przynosić ogromne korzyści drużynie. Szymek gra super, tworzy z Letangiem bardzo zgraną parę, niezwykle groźną w ataku i (tu szczególne zaskoczenie) solidną w destrukcji. Tymczasem niektórzy ludzie muszą upierdliwie i nachalnie tłuc swoje farmazony o „skrzydłowym dla Sida”. To byłoby jeszcze do przeżycia, ale jak czytam niektóre propozycje wymian, to opadają mi nie tylko ręcę. Bo jeżeli doszłoby do wymiany Despres + wysoki wybór w drafcie za podstarzałego Jarome’a Iginlę, to pozostanie chyba rzucić się z mostu do Wisły. Ja wiem – znane nazwisko, setki strzelonych goli, w jednej linii z Crosby’m – to działa na wyobraźnię. Ale mieliśmy już takiego jednego Maryjana, za którego sporo oddaliśmy, a ten po sezonie pokazał nam figę i przeniósł się do Detroit. Dlatego poczekajmy spokojnie, a Shero być może znajdzie nam jakiegoś weterana za dużo rozsądniejszą cenę. Pomijając kwestię zmieszczenia się pod czapką płac - może uda się wyciągnąc Jarome’a mniejszym kosztem, szczególnie, że gracz Płomieni ma w kontrakcie klauzulę „no trade” w związku z czym może sobie dowolnie wybrać do której drużyny i czy w ogóle chce zostać wymieniony, a wiadomo, że przy swoich 35 latach na karku, będzie szukał drużyny, z którą może zdobyć Puchar Stanley’a. Inny aspekt sprawy to taki, że na ten moment nasze 2 podstawowe linie wyglądają zupełnie przyzwoicie. Kunitz ostatnio strzela jak na zawołanie, Dupuis na starsze lata odnalazł swój zmysł strzelecki (poprzedni sezon znakomity, w tym też wygląda to przyzwoicie). Skrzydełka Małkina też nie wyglądają źle, podebrany z listy odrzutków Boychuck okazał się być niezłym  uzupełnieniem duetu Geno – Neal. Jeżeli będzie okazja nabyć gracza formatu Iginli za przyzwoitą cenę, można się na taką ewentualność skusić, ale nie traćmy głowy i nie róbmy z tego jakiejś niewiarygodnie pilnej potrzeby. Tymczasem, ponieważ powyższy farmazon przewija się w przeróżnych formach latami i bardzo mnie już zmęczył, wyceniam go w moim osobistym rankingu na 4/5 z adnotacją, że zastanawiałem się nawet nad piątką.

"Vokoun na startera, Fleury na ławkę"

Wyjaśnijmy sobie na początek jedną rzecz. Tomas Vokoun póki co okazuje się świetnym nabytkiem. Gra naprawdę dobrze, można na niego stawiać często, co na pewno pozwoli Kwiatkowi złapać w trakcie (odpukać) rozgrywek playoff tę świeżość, której tak bardzo zabrakło w poprzednim sezonie, gdy niestety nie mielismy żadnej alternatywy i nasz podstawowy golkiper rozegrał aż 67 spotkań. Ale jeżeli po porażce z Islanders na własnym lodzie niektórzy wyciągnęli wniosek, że Flowera należy posadzić na ławie i pozbyć się przy pierwszej sposobności, bo wpuścił 4 gole, to ci ludzie prawdopodobnie mają małe pojęcie o hokeju na lodzie czy o grach zespołowych (ZESPOŁOWYCH!!!) w ogóle. A już do czerwoności doprowadzają mnie dyskusje z „kibicami”, którzy patrzą we wszelkiego rodzaju statystyki jak w Katechizm, ale do obejrzenia meczu skłaniają się sporadycznie. I nijak takiemu delikwentowi nie da się przetłumaczyć swoich racji, bo cyferki mu mówią, że Vokoun w tej i tej statystyce jest o 0,9 % lepszy i w związku z tym powinien być naszym bramkarzem w (odpukać) playoffach… Pozostaje mi tylko przytoczyć takie statystyki: wygrane serie w playoffach: 8-0 dla Flowera, rozegrane mecze w playoffach: 75-11. Jeżeli ktoś patrząc na te liczby nadal wybrałby do walki o Puchar Stanley’a Czecha, gratuluję mu odwagi i wyobraźni. Nie twierdzę, że Vokoun nie dałby sobie rady, ale w decydujących momentach playoffów osobiście wolę mieć w bramce człowieka, dla którego to chleb powszedni i nie zadrży mu ręka. Reasumując: tak dla Vokouna jako mocnego zmiennika i jako motywatora dla Fleury, któremu odrobina zdrowej rywalizacji o miejsce w bramce na pewno dobrze zrobi. Tylko tyle i aż tyle. Póki co Flower jest naszym bramkarzem nr 1 i o ile nie dopadnie go jakiś kryzys (odpukać!) na pewno tak pozostanie, a tej całej kwestii wystawiam w pełni zasłużone 5/5.

"Starcie Owieczkin vs. Crosby rozpala całą ligę"

Jeden z moich ulubionych tematów, kiedyś już poruszany przeze mnie, gdy Sid zamiast grać siedział w domu i leczył bolącą głowę. Żadna tam „wielka rywalizacja” z tego była już wówczas. Teraz jednak okazuje się, że powrót Sida nic nie pomógł, bo (samozwańczy) Król Alex przystąpił do sezonu cienki jak PolSilver, jak i zresztą cała drużyna Stołecznych. W poprzednich latach mecze z Caps były z naszej perspektywy ciekawe przynajmniej o tyle, że była to zazwyczaj drużyna z czołówki i każde tego typu spotkanie było pewnego rodzaju papierkiem lakmusowym, pozwalającym ocenić gdzie mamy problemy i co musimy zrobić, by walczyć z najlepszymi w playoffach. Tymczasem we wczorajszym meczu wystarczyło Pingwinom 20 minut gry na pełnym gazie, żeby wtłuc przeciwnikom pięć goli.

Pomimo to, ludzie w amerykańskiej stacji NBC chcieli pokazać, że są ludźmi konsekwentnymi i niedzielny mecz z Caps reklamowany był (oczywiście) jako niesamowite galaktyczne starcie supergwiazd. Żeby było zabawniej, już w przerwie po 1. tercji meczu do stołu zasiedli eksperci tejże stacji i w zasadzie wylali na kapitana drużyny z Waszyngtonu wiadro pomyj! No cóż – przynajmniej długo nie szli w zaparte…

Do kolejnego meczu minęły 4 dni, mecz transmitowany w Stanach na kanale NHL-Network i taka oto reklama:


Nie ma Oviego... Dożyliśmy ciekawych czasów. Ciekawych tak gdzieś na 3/5 w mojej skali.

 

I tym sposobem dotarliśmy do końca tego zestawienia. Czy coś pominąłem? Czy kogoś przeoczyłem? Czy jakaś głupota umknęła mojej uwadze? A może cały ten tekst zasłużył na pięć punktów? Wyraź swoją opinię na forum!
 

M.O.

Komentarze

POLECANY ARTYKUŁ
Zobacz film dokumentalny "Pittsburgh is our home"
Film przygotowany specjalne z okazji 50-lecia istnienia klubu.