Raport meczowy

Pełen terminarz
NHL

Verizon Center

Washington Capitals
NHL
2:6
Final Score
Pittsburgh Penguins
NHL

R2M2.: WSH - PIT 2:6 - Washington podbity!

Tego nie spodziewał się chyba nikt. Penguins po dwóch spotkaniach na wyjeździe prowadzą w serii z Washington Capitals 2-0! W meczu numer dwa podopieczni Mike'a Sullivana pokonali gospodarzy aż 6:2. Bramki zdobywali Kessel (2), Guentzel (2), Cullen oraz Małkin. To nie było close game! 

Fatalne rozpoczęcie

Pierwsza tercja spotkania z Washington Capitals była koszmarem dla fanów Penguins. Oglądało się nią fatalnie, jedyną drużyną, która w niej istniała byli gospodarze. Pens grali jedynie z kontry i odpierali kolejne ataki Stołecznych. W sumie Capitals oddali na bramkę Fleury'ego 16 celnych uderzeń, ale gdyby nie blokowanie strzałów przez nasz zespół liczba ta byłaby bliska 30. 

Właśnie na blokowaniu strzałów został kontuzjowany Patric Hornqvist. Horny wrócił do gry po zablokowaniu strzału, ale chwilę po tym zniknął na dobre. Pens od tego czasu musieli radzić sobie bez swojego podstawowego prawoskrzydłowego.

Świetne zawody rozgrywał Marc-Andre Fleury i tylko i wyłącznie dzięki niemu po 20. minutach gry mieliśmy bezbramkowy remis. Defensywa momentami spisywała się katastrofalnie. Schultz i Maatta w pewnym momencie w odstępie minuty dwukrotnie podali krążek we własnej tercji obronnej pod kije zawodników Capitals. To naprawdę cud, że nie padła żadna bramka w pierwszej tercji.

Powolny powrót

Pingwiny początek drugiej tercji wcale nie miały lepszy. Capitals znowu dominowali, a żeby tego było mało kompletnie siadła nasza dyscyplina i Pens łapali kary jedna za drugą. Paradoksalnie to właśnie podczas kar, przy prawie nieistniejącej ofensywie, otworzyliśmy wynik spotkania. W 22. minucie Cullen wykorzystał nieuwagę gospodarzy i w sytuacji sam na sam pokonał Holtby'ego.

Prowadzenie Penguins utrzymało się jednak zaledwie przez kilkanaście sekund. Jeszcze w tym samym okresie gry w przewadze do remisu doprowadził Niskanen. Pingwiny fatalnie kryły wtedy zawodników Washingtonu. Wszyscy zawodnicy udali się do narożnika pozostawiając zupełnie niepilnowanych trzech innych zawodników gospodarzy, w tym właśnie Niskanena. Fleury w tej sytuacji nie miał szans.

Minuty płynęły, a gra Penguins nie ulegała poprawie. Wszystko zaczęło powoli przybierać kształt po 30. minucie spotkania. Wtedy odpowiedzialność gry wziął na siebie Sidney Crosby. Efekty były natychmiastowe. W 34. minucie Crosby idealnie wypracował sytuację, podał do Kessela na drugą stronę tercji ataku, a ten pięknym strzałem z nadgarstka dał prowadzenie Penguins.

Minęły trzy minuty i Penguins znaleźli się na dwubramkowym prowadzeniu. Ponownie Crosby był twórcą całego zamieszania, podał on idealnie do Guentzela, który z bardzo podobnej pozycji jak kilka minut wcześniej Kessel pokonał golkipera gospodarzy.

Takim sposobem po 40. minutach gry Penguins niespodziewanie prowadzili 3:1, ale wiadome było, że to jeszcze nie jest koniec tego spotkania.

Szalona trzecia tercja

W trzeciej tercji wiadome było, że emocji nie zabraknie. Jednak już na jej początku było widać, że w zespole Capitals pojawia się powoli panika. Z bramki ściągnięto bowiem Holtby'ego i zastąpiono go Grubauerem. Czy była to dobra decyzja? W 43. minucie spotkania Penguins grali w przewadze i zdołali objąć trzybramkowe prowadzenie. Gumę do siatki skierował po raz drugi Phil Kessel.

Jeśli ktoś myślał, że Capitals po stracie kolejnej bramki kompletnie się załamią to był w błędzie. W 44. minucie meczu drugą bramkę dla gospodarzy zdobył Backstrom i wynik tego spotkania pozostawał jak najbardziej sprawą otwartą. Nie takie rzeczy w play-offach widziano.

Penguins jednak nie dali się zepchnąć do defensywy. 46. minuta spotkania to kolejna akcja Penguins i kolejna bramka. Małkin przed bramką idealnie przekierował strzał Cole'a i Penguins odzyskali trzybramkowe prowadzenie. Gol został dopiero uznany po analizie video i challenge'u trenera Sullivana. Pierwotnie bramki nie zaliczono z powodu interwencji na bramkarzu. 

Od tego momentu Verizon Center niemal całkowicie zamilkła, ale Capitals jeszcze się nie poddawali. Wynik jednak już nie uległ zmianie po stronie ilości bramek gospodarzy. W ostatniej minucie spotkania Guentzel wpakował jeszcze gumę do pustej bramki i Pens rozgromili Capitals 6:2.

Pingwiny w tym meczu wyszły z piekła aby na końcu wejść do nieba. Fatalna pierwsza tercja, odrodzenie w drugiej odsłonie i gra na poziomie na zakończenie w trzeciej tercji. Brawo drużyna, co jak co, ale prowadzenia w serii 2-0 po dwóch meczach na wyjeździe nie spodziewał się chyba nikt.

Kolejne spotkanie tej serii już w poniedziałkową noc. Majówka z pingwinim hokejem do kontynuacji.

Washington Capitals - Pittsburgh Penguins 2:6 (0:0, 1:3, 1:1)

Bramki i asysty:  23. Niskanen (Owieczkin, Bäckström) – 22. Cullen, 34. Kessel (Crosby, Guentzel), 37. Guentzel (Crosby), 43. Kessel (J. Schultz, Malkin), 46. Malkin (Cole, Kessel), 60. Guentzel

Capitals:  Holtby (Grubauer) – Carlson, Schmidt, Niskanen, Orlov, Shattenkirk, Orpik (A) – Oshie, Bäckström (A), Ovečkin (C) – Williams, Kuzněcov, Ma. Johansson – T. Wilson, Eller, Burakovsky – Carey, Beagle, Winnik.

Penguins: M.-A. Fleury (Jarry) – Hainsey, Dumoulin, Daley, Määttä, J. Schultz, Cole – Hörnqvist, Crosby (C), Guentzel – Kessel, Malkin (A), Rust – Sheary, Bonino, Hagelin (A) – Kühnhackl, Cullen, Kunitz.

Stan serii: Pens lead 2-0. 

Komentarze